Misja -
przeprowadzenie jachtu Carpe Diem .
O 18.oo wypływamy z Dubrownika. Obieramy kurs na Bar w
Czarnogórze (Montenegro). Bar to oczywiście miejscowość, a nie
knajpa. Koledzy żartują, że Ryszard jako bardziej doświadczony żeglarz
prowadzał załogi, z którymi pływał na krótki pobyt do baru (konoby), a
teraz prowadzi Carpe Diem do Baru na dłuższy pobyt.
Noc jest ciepła, bezchmurna.
Ponownie towarzyszy nam księżyc,
tworząc
przeurocze refleksy świetlne na powierzchni Adriatyku. Wiatr spokojny
2-3 st.B. Jacht prowadzimy wachtami po dwóch. Doskonalimy orientowanie
się w terenie. GPS pokazuje długość i szerokość
geograficzną, odnajdujemy piozycję na mapie, czytamy znaki świetlne i
odnajdujemy je na lądzie. Noc upływa nam spokojnie i do portu w Barze
moglibyśmy wpłynąć o 5.40. Jednak tego nie czynimy, jest jeszcze ciemno
i załoga jednej wachty śpi. Dopływamy, Ryszard i piszący tą relację do
główek portowych, patrzymy jak są oświetlone z bliska, bo z dalszej
odległości nie było widać zielonego światła.
Bujamy się po zatoce przez
godzinę i o 7.oo wpływamy do portu. Podczas manewru podejścia do keji
muring (stała lina do cumowania) wplątuje się w śrubę.
Po
zacumowaniu
jachtu Ryszard idzie do budynku portowego w celu dokonania odprawy
granicznej, ja zaś po zapoznaniu się z otoczeniem przywdziewam
kąpielówki i nura do wody, aby uwolnić śrubę napędową z "niewoli
muringowej".
Nasze pojawienie się w porcie wywołało zainteresowanie innych załóg.
Po
moim wynurzeniu się z wody koledzy uraczyli mnie goracą herbatą, a przy
naszym jachcie pojawili się i stoją od lewej za mną i
Krzysztofem: Zygmunt Hupka, z tyłu pracownik mariny, w kapeluszu
kapitan
Jerzy Radomski ze swoim psem Bosmanem i z cumującego obok naszego
jachtu przyszedł Niemiec mówiący trochę po polsku.
Z Zygmuntem Hupką, Polakiem mieszkającym w Barze poznaliśmy się drogą
telefoniczną jeszcze przed wyjazdem z Polski. W Barze zaopiekował się
nami i pomógł skontaktować się z szefem mariny Św. Mikołaja, w której
Carpe Diem będzie miało schronienie do rozpoczęcia nowego sezonu
żeglarskiego.
Operację wyciągania na ląd przeprowadzono bardzo
sprawnie. W ciągu kilkunastu minut nasza "skorupka" stała na podporach.
Pracownik
mariny strumieniem wody pod dużym ciśnieniem zmył z dna
jachtu wszelkie brudy.
Około
południa idziemy obejrzeć jak wygląda miasto, z którym
najprawdopodobniej zwiążemy swój urlopowy los na najbliższe lata. W
centrum znajduje się duży plac z trzema palmami i usytuowanymi wokół
niego sklepami, oraz spacerującymi przeuroczymi Czarnogórkami.
22
listopada o 10.30 wyjeżdżamy z Baru do Biogradu, gdzie czeka na nas
Ryszarda OPEL.
Wiezie
nas młody Czarnogórzec, prowadząc samochód wspaniale bardzo
krętą nadadriatycką magistralą drogową.
Za
dnia podziwiamy widoki,
a
wieczorem ogarnia nas znurzenie. O 20.oo dojeżdżamy do
Biogradu, szybkie przepakowanie bagaży, kolacja na stojąco i o 21.oo
wyruszamy w drogę powrotną do Polski.
23 listopada o 17.oo jesteśmy już w Radzyniu. Zmęczeni, ale szczęśliwi
bo bogatsi w nowe doświadczenia żeglarskie i wspaniałe wrażenia
doznane podczas rejsu.
W MISJI - przeprowadzenia jachtu Carpe Diem z Biogradu w Chorwacji do
Baru w
Czarnogórze uczestniczyli:
kapitan - Ryszard Matysiewicz
mechanik - Krzysztof Mikiciuk
cook - Jacek Piekutowski
i ten co zrelacjonował rejs - Zbigniew
Wojtaś
|
|